Adamiak: Radość jakby nic innego się nie liczyło

Mikołaj Adamiak odpowiedział na pytania po wygranym meczu z Żyrardowianką w 20. kolejce Decathlon V Ligi.

Składam Tobie gratulacje. Pokazaliście to z czego was wszyscy znają – józefowski charakter. Żyrardowianka nie oddała punktów bez walki, trzeszczały kości, sypały się kartki, a zwycięstwo wyrwaliście w samej końcówce. Jak opisałbyś przebieg tego boju, po którym zbliżacie się do lidera na jeden punkt?

Nastawiliśmy się że będzie to ciężki mecz. To trudny dla nas teren, nie wygraliśmy tam ani razu w XXI wieku. Z pewnością sprawy nie ułatwiła czerwona kartka z okolic 20. minuty. Jednak zespół pokazał kawał charakteru, każdy za każdego haruje, co przy odrobinie szczęścia przełożyło się dziś na korzystny dla nas wynik. O naszym zaangażowaniu świadczy także to że nikt nie odstawia nogi, a jak w przypadku Tobiasza [Filochowskiego] oraz „Insigne” [Michała Nowowiejskiego] – głowy. Chcieliśmy bardziej, więc wynik jest zasłużony. Jeśli dalej będziemy grać z takim zaangażowaniem i samozaparciem to będzie można pomyśleć o czymś fajnym.

Wróćmy jeszcze do tej kontrowersji z 20. minuty spotkania. Byłeś blisko sytuacji po której z boiska wyleciał Filip Pietrusiewicz. Twoim zdaniem słusznie?

Byłem blisko tej sytuacji i uważam, że nie powinno być czerwonej kartki. Żółta kartka była wystarczająca. Wiadomo, Filip wykonał wślizg, trafił czysto w piłkę, ale zrobił to z dużym impetem. Z doświadczenia wiem, że za takie zagranie należy się żółta kartka. Noga Filipa była nisko, nie na wysokości kości piszczelowej, czy kolana przeciwnika– więc decyzja o pokazaniu „kiera” była bezpodstawna. Co więcej, nim sędzia wyjął kartkę, rywale nie domagali się usunięcia Filipa z boiska.

Opisz proszę jeszcze bramkę na 1:0, w której też miałeś duży udział. W gąszczu nóg zawodników ciężko było dostrzec jak padł ten gol.

Śmieszna sytuacja. Tak naprawdę strzelałem na trzy raty – raz z głowy, raz z nogi, a potem uderzyłem na wślizgu obok bramkarza. W odpowiednim miejscu stał Ignacy [Ognicha], od którego odbiła się piłka, albo to on skierował ją do siatki – nie widziałem dobrze końcówki akcji w zamieszaniu. Jednak, gdy dostrzegłem piłkę w siatce to wraz z całym zespołem wpadłem w szał. Pobiegliśmy wszyscy pod chorągiewkę, jakby wszystko inne wokół się nie liczyło. Ogromna chęć zwycięstwa, spowodowała, że szala przechyliła się na naszą stronę.

WSPIERAJĄ NAS:

MECENASOWIE SPORTU
SPONSORZY
PARTNER TECHNICZNY
PARTNER SPORTOWY
PARTNERZY