Nie tak wszyscy wyobrażali sobie start nowego sezonu. Ale prawda jest bolesna i po trzech ligowych kolejkach mamy na swoim koncie zaledwie jeden punkt zajmując odległą 12 pozycję w ligowej tabeli. Przegrany mecz 3: 5 na własnym stadionie z Sokołem Szczypkowice po raz kolejny zobrazował proste błędy zespołu a przede wszystkim całej formacji obronnej.
Nie można mieć pretensji tylko i wyłącznie do linii defensywnej, ponieważ z meczu na mecz występuje ona w innej odsłonie i cały czas próbuje się ogrywać. W meczu z Sokołem po kontuzji naszego bramkarza Steinke między słupkami musiał stanąć Monczak, na lewej obronie wychodzi Miedzielec i mogłoby się wydawać, że nic w tym dziwnego. Niestety obaj panowanie bez jakiegokolwiek przygotowania do sezonu musieli wystąpić w tym spotkaniu z powodu braków kadrowych oraz kontuzji trapiących zespół. Wspomniana dwójka swoimi błędami zapoczątkowała nasza porażkę, ale nie oznacza to, że inni są bez winny, ponieważ w tym spotkaniu błędy popełniali dosłownie wszyscy.
Początek spotkania zaczął się dla nas fatalnie, bo już w 4 minucie napastnik gości mija naszego obrońcę i technicznym strzałem na dalszy słupek nie daje szans Monczakowi. Po pięciu minutach gry do interwencji zmuszony był Monczak, który spóźniony popełnia błąd faulując w polu karnym przeciwnika i mamy rzut karny i wynik 0:2. W dalszym ciągu gra naszego zespołu wyglądała fatalnie, gubiliśmy się w każdej strefie boiska. Przeciwnik nie odpuszczał i wykorzystywał nasze szkolne błędy. W 29 minucie obrywamy trzecią bramkę. Czterech naszych obrońców próbuje wybić piłkę, którą na biegu przechwytuje zawodnik Sokoła i Monczak ponownie kapituluje. W 35 minucie sędzia zarządził 5 minutowa przerwę spowodowaną obfitymi opadami deszczu. Po chwilowej przerwie wróciliśmy do gry, ale nie wiele pokazaliśmy. Jedyną stu procentową sytuacje dla miejscowych w tej połowie zobaczyliśmy tuż przed końcowym gwizdkiem po dośrodkowaniu Kalamaszka i strzale z głowy Stefańskiego, który trafia tylko w słupek.
Po zmianie stron wzięliśmy się ostro do roboty. W 47 minucie odrabiamy pierwsze straty po ładnym i zaskakującym uderzeniu Stefańskiego z 30 metrów. Ta sytuacja pobudziła nieco nasz zespół i zaczęliśmy odważniej atakować. W 63 minucie po wypracowanej akcji Szwabach pokonuje bramkarza gości wykorzystując dokładne zagranie Stefańskiego. Przejęliśmy inicjatywę na boisku i w 65 minucie gry Kiełtyka strzela gola wyrównującego. Niestety sędzia dopatrzył się spalonego, którego nie było i tutaj możemy mieć kolejne pretensje nie do sędziego, ale do Związku, dlaczego jeszcze w tych czasach borykamy się z brakiem bocznych sędziów na A klasowych boiskach. Atakując na przeciwnika, który przy stanie 2: 3 zaczął nerwowo reagować popełniamy kolejny niepotrzebny błąd w środkowej części boiska, po którym szybka kontra i sytuacja sam na sam daje przeciwnikowi kolejna bramkę. W 70 minucie przerastamy samych siebie. Mielewczyk wyprzedza napastnika i ma piłkę przed sobą, jednocześnie z bramki wybiega Monczak i się zaczęło. Zatrzymuje się obrońca licząc na interwencje bramkarza a nasz golkiper wykonał dokładnie to samo i zrobił się wynik 2:5. Nie mija minuta a po dośrodkowaniu Juniewicza i pięknym strzale z pierwszej piłki Stefańskiego w słupek, szczęśliwie dobija piłkę do siatki Szwabach. Przez kolejne 20 minut mieliśmy jeszcze, co najmniej 2 setki, których nie potrafił wykończyć Szwabach. Przeciwnik nie był bierny i też miał swoje sytuacje, po których mogli powiększyć swoje konto bramkowe.
Piłka nożna jest taka dyscypliną, w której błędów nie da się uniknąć. W naszym przypadku w tym meczu było ich stanowczo za dużo, dlatego musimy wyciągnąć z tego solidne wnioski. Życzymy powodzenia w kolejnych spotkaniach.