Politański: Mamy wartości, których nic nie zastąpi
Trener Damian Politański odpowiedział na pytania przed decydującą końcówką sezonu Decathlon V ligi.
Dowodzony przez Pana zespół zanotował imponująca serię 20 meczów bez porażki. Teraz jednak Józefovia od trzech meczów nie wygrała. Wspólnym mianownikiem tych spotkań był fakt, że Józefovii brakowało skuteczności oraz to, że jako pierwsza wychodziła na prowadzenie, lecz nie była w stanie dowieźć prowadzenia do końca. Jakie wnioski można wyciągnąć po tych spotkaniach?
Podstawowy wniosek towarzyszy nam od lat – najgroźniejszym przeciwnikiem dla nas jesteśmy my sami. Piłka nożna to sport nieobliczalny, mecz trwa dziewięćdziesiąt minut, a często jego losy potrafią się kompletnie zmienić i odwrócić w doliczonym czasie gry na korzyć drużyny słabszej na przestrzeni całego meczu. Można to też przełożyć na cały sezon. W sierpniu po trzech porażkach z rzędu niektórzy zdążyli nas skreślić. Można było wręcz usłyszeć głosy, że zawodnicy się nie nadają na ligę do której awansowaliśmy, a ja z kolei nadaję się tylko do zwolnienia. Byłem jednak spokojny wiedząc na co stać mój zespół. Nie było mowy o nerwowych ruchach. Od początku września do połowy maja nie przegraliśmy żadnego spotkania! Po meczach z Kozienicami i Drogowcem byliśmy liderem z pięciopunktową przewagą nad drugim zespołem. W tamtym czasie narracja była zgoła inna niż po początku rundy i wszyscy w koło przypisywali nam już awans, zastanawiając się tylko ile kolejek przed końcem go sobie zapewnimy. Znów prosiłem o spokój i chłodną głowę, bo tak jak mecz kończy się dopiero po ostatnim gwizdku, tak sezon po ostatnim meczu i wiedziałem, że przed nami jeszcze długa droga. Mój zespół potrafi wygrać z każdym, ale jak pokazały mecze z Płomieniem czy Tygrysem - z każdym też możemy stracić punkty. Tu wracamy do początku mojej wypowiedzi – wszystko w naszych rękach, do końca pozostają trzy mecze i tylko od nas zależy w jakim miejscu będziemy wieczorową porą 18 czerwca po ostatnim meczu ze Skórcem. Musimy jednak pamiętać, że to tylko sport i wszystko może się zdarzyć.
Po awansie do nowo utworzonej piątej ligi mieliście grać o spokojne utrzymanie, a tym czasem jesteście liderem i można żartobliwie stwierdzić, że w wasze oczy „zajrzało widmo” awansu. W czym leży siła czarnego konia rozgrywek, którym niewątpliwie jest pańska drużyna?
Fajnie, że o tym mówisz bo wielu już o tym nie pamięta i mam wrażenie, że każdy wynik inny niż awans uznany będzie za naszą porażkę. Po zeszłorocznym awansie, mocno odmłodziliśmy zespół i cel jaki przed nami postawił zarząd to spokojne utrzymanie w lidze. Potrzebowaliśmy trochę czasu na zgranie i dostosowanie do naszej gry nowych zawodników, ale jak widać wyszło to całkiem fajnie. Posiadamy wewnętrzny spokój w szatni i świetną atmosferę. My przecież nic nie musimy, wypracowaliśmy świetny wynik, a za nami w tabeli plasują się drużyny których jasnym celem od początku sezonu był powrót do grona czwartoligowców. To na nich ciąży presja spowodowana oczekiwaniami otoczenia, zarządów czy władz miast, do których mają prawo choćby z uwagi na budżety jakie zorganizowali właśnie w celu wywalczenia awansu swoich klubów. Największą siłą mojego zespołu są zawodnicy, ale nie każdy z osobna, lecz kolektyw - jedna wielka rodzina jaką tworzą. Definicją atmosfery jaka nam towarzyszy jest fakt, że wszyscy chcą być częścią tej szatni. Bez względu na to jakie mają szansę, nie tylko na grę, ale nawet na obecność w szerokiej kadrze meczowej. W zespole brak nazwisk czy „gwiazdek”, lecz ciężka praca moich zawodników, którzy ją wykonują bo chcą, a nie muszą z uwagi choćby na zarobki, to nasza ogromna siła. Moje słowa nie wszystkim muszą wydawać się obiektywne, ale gdzie byśmy się nie pojawili, chłopcy słyszą od działaczy czy trenerów, że na boisku jesteśmy jak rodzina, jak walec który przed nikim się nie cofnie i jeden za drugiego wskoczy w ogień. To widać gołym okiem i wielokrotnie właśnie to przesądziło o naszych zwycięstwach.
Rozmawialiśmy na początku sezonu po porażce z Sokołem Podlaskim. Od tego momentu zespół Józefovii zdążył rozegrać dwadzieścia meczów z rzędu bez porażki, była passa dwunastu zwycięstw z rzędu dzięki której „Józa” wykonała ogromny skok w tabeli na sam szczyt. Odebrałeś zasłużone nagrody dla trenera miesiąca. Jednym zdaniem: zrobiło się o was głośno! Czy pojawiły się kuszące oferty angażu trenera w innym klubie? Czy dzwonił telefony z zapytaniem o podopiecznych trenera?
Tak, nasze serie o których mówisz odbiły się dużym echem w środowisku nie tylko mazowieckiej piłki i nasza wartość, czy rozpoznawalność wzrosła czego efektem jest zainteresowanie ze strony różnych klubów i działaczy. Nie czas mówić o szczegółach i jestem przekonany, że nie tylko dla mnie, ale dla każdego z moich zawodników najważniejsze jest to by w trzech ostatnich meczach udowodnić naszą siłę i wartość. Od dziecka Tata powtarzał mi, gdy jeszcze grałem w piłkę: „jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz”. Mimo, że wydaje się to hasło mocno niesprawiedliwe i może strywializować naszą wartość na przestrzeni całego sezonu, to jest jednak w nim bardzo dużo prawdy. Jeśli potkniemy się w ostatnich meczach i zostaniemy w piątej lidze, to kto będzie pamiętał o seriach które, wykręciliśmy i ile będziemy warci?
Rywalizacja z Pogonią II był dla Pana 200. oficjalnym meczem na ławce trenerskiej. W tym czasie wywalczył Pan dwa awanse, teraz Józefovia walczy o kolejny. Czy licznik będzie bił dalej dla „Józy”?
Totalny sentyment… Ten czas leci z niesamowitą prędkością. Pamiętam dzień, gdy obejmowałe pierwszy zespół, ukochanej już wtedy „Józy”, jakby to było wczoraj. A przecież za miesiąc minie już od tego momentu siedem lat oraz jedenaście od kiedy jestem częścią klubu. W teorii obejmowałem zespół po spadku do A klasy, a bodaj tydzień przed ligą okazało się, że ktoś się wycofał i zagramy w lidze okręgowej. To było spore wyzwanie bo z ligi miało spaść aż sześć zespołów, ale już wtedy zanotowaliśmy dobry wynik plasując się na koniec sezonu w czubie, bodaj na piątym miejscu. Najtrudniejszym czasem były dwa sezony w czwartej lidze i okres pandemii. Sporo się zmieniło, przez te wszystkie lata. Ja jestem innym trenerem i innym człowiekiem, w klubie jest inny zarząd, dzięki czemu i organizacja 180 stopni inna, niż wtedy gdy zaczynałem, i mam swój sztab, którego pomoc jest dla mnie nieoceniona. Podliczyłeś kiedyś, że przez ten czas w mojej drużynie w oficjalnych meczach wystąpiło prawie stu zawodników. Przesiew był spory, ale od lat trzon wciąż jest ten sam, z naszym Kapitanem na czele. Awanse cieszą, ale jeszcze bardziej to jacy ludzie są ze mną i jak się rozwinęli jako zawodnicy, przy mojej skromnej pomocy. Pamiętamy jak pięć lat temu przychodził do nas młodziutki wtedy zaciąg z aklasowego wówczas OKS Otwock? To byli nasi rezerwowi zawodnicy, a teraz? Filochowski już dawno jest gwiazdą ligi i słyszały o nim kluby z różnych części Polski. Przybysz – nasza złota rękawica, który w gazie jest nie do zatrzymania. Blechman, Adamiak - filary naszej defensywy, ale to tylko przykład, są przecież też inni jak choćby Dominik Krzywda, który może nie jest podstawowym zawodnikiem, ale zrobił ogromny postęp. Kuba Malinowski który po powrocie i ciężkich początkach wystrzelił na lidera naszej ofensywy. Mógłbym tak wymieniać jeszcze wiele nazwisk i to cieszy najbardziej! Nie kupowanie „gotowego produktu”, a zawodnicy, których wartość i umiejętności rosną proporcjonalnie i wspólnie z wartością i jakością drużyny i klubu. Rozwinęliśmy się razem i tu nie ma przypadku. Do tego fakt, że praktycznie każdy zawodnik przychodzący do tej szatni bez względu na narodowość, czy umiejętności czuje się jak w domu w którym chce zostać jak najdłużej mimo, że nie ma w nim marmurowych schodów czy pełnej lodówki, ale są wartości których nie da się niczym zastąpić. A czy i jak długo licznik będzie jeszcze bił? Tak jak nic nie trwa wiecznie, tak i nie ma ludzi niezastąpionych. Prędzej czy później nasze drogi pewnie się rozejdą, ale nikt nigdy nie odbierze nam wspólnych lat wspomnień, smutków i radości…
WSPIERAJĄ NAS: