Godzina 12, zawodnicy powoli schodzą się na zbiórkę. Po chwili nadjeżdża znajomy srebrny samochód, z którego wysiadła najprawdopodobniej najbardziej wpływowa osoba województwa,a mianowicie sam pan Trener. Ten, po zamienieniu kilku słów z prezesem, nakazał „pakować się” do busa, a jednocześnie oświadcza że największa gwiazda Czarnych – Michał Pachura, został powołany do I zespołu, co oznaczało że nie zagra w dzisiejszym meczu. Jednak nie było to jedyne osłabienie, na zbiórce nie stawili się Podziewski, Ćwieczkowski i Mokrogulski.
Po chwili okazało się że zaginął kierowca, ale ten natychmiast znalazł się po głośnych wołaniach trenera i odpalił „dar kopalni kruszyw”.
Po kilku minutach jazdy, większość zawodników wyciągnęła swój zaawansowany sprzęt i „odpaliła” muzykę. „Czarni” mieli małe opóźnienie, więc słynne już orędzie trenera do piłkarzy odbyło się w busie. Te było krótsze niż zwykle, jednak każdy z zawodników wiedział co ma robić. Chwile później rozgorzała dyskusja na temat, jaki strój założyć na dzisiejsze spotkanie, które skończyło się dopiero w szatni.
W końcu „Czarni” wyszli na rozgrzewkę w jednolitych, białych strojach i zaczęli „grzanie”. Punktualnie o godzinie 14 z szatni wyłonili się sędziowie, i po sprawdzeniu obuwia wyprowadzili obie drużyny na boisko. Frekwencja na stadionie gospodarzy wyniosła aż… 2 osoby!
Kapitan gości wygrał losowanie i zaraz po tym zawodnicy rozeszli się na swoje pozycje, a sędzia rozpoczął mecz.
Zawodnicy gospodarzy wyszli na spotkanie z jednym planem – jak najbardziej ”skopać” swojego przeciwnika, i o dziwo ten plan działał, ponieważ „Czarni” nie stworzyli żadnej klarownej sytuacji z gry, jedynym zagrożeniem były rzuty wolne, wykonywane nie przez nikogo innego, jak samego kapitana.
Pierwszy wykonywany był z lewej strony pola karnego, a piłka uderzona „top-spinem” uderzyła w poprzeczkę, a drugie uderzenie nie wiele minęło słupek. Niemoc w rozegraniu piłki, drużyna z Rokitek przełamała w około 30 minucie gry. Wtedy, skrzydłem ruszył Bernat, minął obrońcę i dorzucił piłkę na piaty metr, gdzie dopadła ją Kozak i wpakował do siatki. To już drugie trafienie w tym sezonie błyskotliwego napastnika Czarnych. Ten gol wpłynął na grę gości, którzy zepchnęli przeciwników do obrony i notorycznie atakowali bramkę Pogoni. Jedną z sytuacji miał Janiec, który dostał podanie za defensywę przeciwnika i uderzył w okolice słupka, ale bramkarz gospodarzy popisał się świetną interwencją. Po tej akcji zostaje podyktowany rzut rożny, do piłki podchodzi Kozubski, centruje, piłka wpada pod nogi Migały który uderza, jednak źle trafia w piłkę i bramkarz chwyta bez trudu. Po kilku minutach gry w środku pola futbolówkę przechwytuje Nigbar i rusza prawą flanką, wymienia piłkę z Bernatem, który odgrywa natychmiast do popularnego „dzika”, a ten podaje wzdłuż bramki do Ratajczyka któremu nie pozostaje nic innego jak uderzenie pod poprzeczkę. Po pięknej zespołowej akcji dwóch bocznych obrońców Czarni wychodzą na dwubramkowe prowadzenie. Tuż przed zakończeniem połowy świetną okazję na pokonanie goalkipera gospodarzy miał najpierw Bernat, którego uderzenie obronił bramkarz Pogoni, ale wybił piłkę przed siebie, gdzie czyhał Kozak, który sprytnie uderzył ale nieznacznie się pomylił. Po tej akcji, arbiter zakończył pierwszą połowę.
W trakcie przerwy trener gości wyraził swoje niezadowolenie z gry, wytknął większość błędów oraz oznajmił że jest to najgorszy mecz jaki kiedykolwiek widział (jak zawsze).
Po 15 minutach przerwy Pogoń wznowiła spotkanie. Prawdę mówiąc gospodarze nie potrafili sklecić jakiejkolwiek akcji i po prostu oddawali piłkę rywalom. Po 10 minutach oskrzydlających akcji piłkę dostaje Kozubski i natychmiast gra do Bernata, który miał na tyle czasu by spytać się bramkarza w który róg strzelić. Kiedy goalkipper gospodarzy miał właśnie odpowiadać Alek huknął w lewe okienko bramki i zdobył swojego pierwszego gola w tym spotkaniu. Po tej bramce Czarni trochę odpuścili, i pozwolili grać gospodarzom ale Ci potrafili tylko wyrzucać auty, bo gra nogami sprawiała im bardzo duże problemy. W mniej więcej 60 minucie, na połowie boiska piłkę przechwycił Nowak, podprowadził ją w kierunku bramki „Mieszczan”, zamknął oczy i uderzył. Tego nie spodziewał się bramkarz gospodarzy i po raz czwarty musiał wyciągać piłkę z siatki. Zrezygnowani zawodnicy Góry rzucili do ataku aż 4 napastników, i dzięki temu wywalczyli kilka stałych fragmentów gry, które albo wyłapywał Migała lub były fatalnie wykonywane. Po jednym z takich nieudanych dośrodkowań, piłkę przejął Ratajczyk i prostopadłym podaniem uruchomił Bernata, który nie zwykł marnować takich sytuacji i ustalił wynik spotkania na 0:5. W 77 minucie na boisku zameldował się Krysiak, który zmienił harującego przez cały mecz Sieronia. W końcówce spotkania kilku naszych piłkarzy zabawiło się z przeciwnikiem w jego polu karnym ale piłki nie udało się umieścić w siatce. Po tej akcji sędzia ukrócił cierpień „Mieszczan” i zakończył mecz.
Po ostatnim gwizdku każdy zawodnik Czarnych doświadczył zaszczytu przybicia „piątki” z samym trenerem. W szatni rozbrzmiały głośne śpiewy zwycięzców oraz studzące entuzjazm słowa „coacha”, który nadal nie był zadowolony z gry swoich podopiecznych.
W drodze powrotnej, drogę klubowemu busowi zajechał niedźwiedź na rowerze, który jeszcze nie nauczył się przepisów ruchu drogowego.
A na koniec wielkiego zaszczytu doznali przydrożni sprzedawcy grzybów, u których sam Pan Trener zakupił 20 dag kurek i przy tym odmawiając zwrotu reszty pieniędzy.
Podsumowując: Czarni wykorzystali wszystkie słabe punkty przeciwnika i pewnie wygrali 0:5. Pogoń ograniczała się tylko do „lagowania” które nie przynosiło zamierzonych efektów dzięki wspaniałej grze skarbu „Czarnych”, mianowicie Przema Migały.