Niestety "na tarczy" wyjeżdżaliśmy z Wólki Mlądzkiej. Po bardzo zaciętym meczu ulegliśmy Vulcanowi 3:5.
Mecz miał 2 odsłony. Na początku meczu natarliśmy z impetem na przeciwnika i zdobyliśmy szybko 2 bramki. Mieliśmy następnie co najmniej 2-3 sytuacje 100-procentowe. Gdybyśmy wtedy jeszcze coś strzelili, zapewne wynik wyglądałby zupełnie inaczej. Ale niestety poczuliśmy się zbyt pewnie. Nasze Orły przestały biegać, wdarła się jakaś dziwna powolność w podejmowaniu decyzji. Jakieś niefortunne wybicia w swoich kolegów. Tak rozpoczęła się druga odsłona meczu. Po niepewnych zagraniach zaczęliśmy tracić bramki. Pierwszą, drugą, trzecią ... czwartą i piątą. W sumie atakowaliśmy, przeważaliśmy, ale przeciwnik miał zabójcze kontry. Siał też zamieszanie po stałych fragmentach gry. My jak zwykle nie graliśmy dobrze piłką. Każdy z naszych Orłów próbował sam przedryblować całą drużynę przeciwnika. Niektórym udawało się przejść w ten sposób nawet 3-4 zawodników Vulcana, ale na 5 się zatrzymywał. A przecież wystarczało po pierwszym dryblingu podać do dobrze ustawionego kolegi, wyjść na pozycję, przyjąć podanie, znowu podać i ... w ten sposób strzelilibyśmy o wiele więcej goli. Nasi zawodnicy muszą jednak SAMI dojrzeć do takiej gry. Muszą SAMI zrozumieć, że zamiast "walić głową w mur", lepiej jest ominąć ten mur prostymi podaniami. Ćwiczymy to na treningach, ale w meczach jeszcze nam to nie wychodzi. W każdym razie uwag po tym meczu mam sporo. Ale wszyscy musimy się uzbroić w cierpliwość. Na pewno chłopcy kiedyś to zrozumieją i zaczną grać bardziej drużynowo. Powoli się tego nauczymy.
W przyszły wtorek gramy z liderem, z Drukarzem, z którym dotkliwie przegraliśmy w pierwszym meczu. Liczę, że wszyscy będą grać z pełnym zaangażowaniem i że nie przestaną biegać, jak to się stało po kilkunastu minutach gry z Vulcanem. Wynik nie jest ważny, ale ważny byłby progres w grze. Na to szczególnie zwrócę uwagę w tym meczu.